Historia plakatu „Russian bear”

Pod koniec lutego siedziałem z iPadem na kolanie i zastanawiałem się nad ilustracją do najnowszego numeru iMagazine. Większość wydania miała być poświęcona ostatnim wydarzeniom u naszych sąsiadów Ukraińców, moje myśli krążyły od gołąbka, przez lecącą w dół bombę, po czołg z kwiatkiem w lufie. Takie są najczęstsze skojarzenia, jakie mamy myśląc o wojnie. Przeważnie do iMagazine trafiają rysunki śmieszne, lekkie, ale teraz zrobiło się poważnie.

Dobra ilustracja/plakat to patrzenie na temat z innej perspektywy, sprytne łączenie kropek, lub, jak to jeszcze można nazwać – czytanie między wierszami.

Spójrzmy na flagę Ukrainy, dwa kolorowe paski, niebieski i żółty. W poziomie wyglądają jak… dwa klocki Lego.

Przedmioty mają czasem stałe skojarzenia w naszej świadomości. Np. zapisywanie informacji to nadal z ikonka dyskietki. Telefon? Koniecznie z tarczą i słuchawką, najlepiej czerwony. Łódka? Z wiosłami, itp.

Klocki Lego… stanąć na klocku Lego.

Ten klocek to taki twardziel, że nic go nie rusza, i choć jest malutki, to nastąpienie na niego gołą stopą potrafi nieźle zaboleć. Twardy jak… Ukraina!

I tu mi się klapka otworzyła na pełną szerokość! To jest to!

Zacząłem kombinować z wielką stopą następującą na klocek, wyszedł mi jakiś wilkołak, bez sensu. Potem pojawiła się Godzilla, ale to przecież potwór rodem z Japonii. Godzilla powoli zmieniła się w niedźwiedzia, czerwony kolor podkreślał jego rosyjskie pochodzenie.

Tak powstał „Russian bear„. Kiedy pokazałem go pierwszy raz na Facebooku już wiedziałem, że to będzie coś specjalnego. Na fali jego popularności szybko wpadłem na pomysł, żeby przekuć tę popularność na realne działanie. Wymyśliłem dystrybucję w postaci pliku do samodzielnego wydrukowania i za symboliczną kwotę, jak kupienie kawy. Stać każdego, a plakat fajny.

Tymczasem plakat stał się hitem internetu, był udostępniany od Twittera po Reddita dziesiątki tysięcy razy. Pojawił się na pierwszej stronie największej gazety w Grecji, pisali o nim w Austrii, mówili w telewizji, wszedł do stałej kolekcji muzeum sztuki w Hamburgu, nie wspominając o wielu postach i artykułach online nt. najlepszych działań twórczych odnoszących się do sytuacji w Ukrainie.

Przez cztery dni sprzedaży plakatu w formie cyfrowego pliku w moim sklepie, „misiek za dychę” zebrał dla Ukrainy 34000 złotych (3400 sztuk).

Piątego dnia postanowiłem przenieść akcję na portal siepomaga.pl, gdzie można umieścić plik, który zostanie udostępniony osobie wpłacającej. W ten sposób akcja nabrała jeszcze większego rozpędu, informacja o niej pojawiła się np. w programie „Szkło kontaktowe” (TVN).

Akcja trwała od 1 marca do 31 maja 2022 i łącznie udało się zebrać: 219 324,88 zł

Proces powstawania plakatu

Wpłaty z pierwszych 4 dni podzieliłem na transze po 10000zł i wpłacałem niezwłocznie po otrzymaniu pieniędzy od operatorów płatności (Payu i Stripe). Wpłaty od osób wspierających były obarczone kosztami i prowizjami (i moim podatkiem), ale pomyślałem, że nie będę tak drobiazgowy i wezmę wszystko na siebie. Cała suma brutto, która trafiła do sklepu została przekazana na konto Polskiej Akcji Humanitarnej na portalu siepomaga.pl.

Historię wpłat można zobaczyć na moim profilu firmowym https://www.siepomaga.pl/pejot-pawel-jonca.

Kup plakat „Russian bear” z moim podpisem. Podaruj sobie kawałek historii.

„Russian bear” w stałej kolekcji muzeum sztuki i rzemiosła w Hamburgu/Niemcy

2 odpowiedzi na “Historia plakatu „Russian bear””

  • Myślę, że to wspaniały przykład tego jak wykorzystać swój fach ilustratora by móc dołożyć choć drobną cegiełkę od siebie w ważnych dla świata sprawach. Doskonała praca, panie Pawle i wyrazy uznania!

  • Swietna robota, obraz dedukcji zlosci i niezgody na sytuacje, proba skumulowania nadziei, ze ten ruski zwalisty duch carskiej i imperialistycznej buty bolesnie zawroci po zderzeniu z niepozornym, ale twardym ukrainskim narodem. Plakat z pewnoscia zawisnie w naszym domu, by kazdy gosc ( bez wzgledu na narodowosc, a mieszkamy w Szwecji) mogl usmiechnac sie na widok tak celnej riposty… Dziekujemy i zyczymy dalszych olsnien. Ania i Pawel

Dodaj komentarz