2 marca 2012 roku, o godzinie 10:50, czyli dokładnie 10 lat przed publikacją tego wpisu, przyszedł z wydawnictwa Zwierciadło pierwszy e-mail z propozycją współpracy.

Zaczęło się od... nieudanego projektu okładki dwóch małych kalendarzyków, dodawanych do magazynu. Nauczyłem się jednak, że wszystko jest po coś. Za chwilę przyszła propozycja na pierwszą ilustrację i zagrało tak dobrze, że od dziesięciu lat, co miesiąc, a ostatnio co dwa (z kilkumiesięczną przerwą) rysuję dla Zwierciadła.
Tu mała dygresja. Redakcje, z którymi pracuję, musiały przyzwyczaić się do mojego sposobu pracy. Nie lubię poświęcać czasu na precyzyjne szkice, bo to są dosłownie zarysy pomysłu, hasła w mojej głowie (dlatego to co robię jest często nazywane ilustracją konceptualną, bo najważniejszy jest mocny pomysł, koncept), a finalny rysunek potrafi się mocno różnić, zachowując jednak tę pierwotną ideę. No i zdarza się, że finał nie zadowala redakcji, bo jest za ciemno, zły kolor (np. na stronie obok jest też "coś żółtego") i co prawda czasem upieram się przy swoim, ale wiem dobrze, że lepiej posłuchać innych głosów, bo z tego chóru potrafi się zrodzić coś lepszego niż planowałem. W wyniku tych zawirowań powstają czasem... dwa rysunki.

Powyżej dobry przykład szkicu i następującej po nim finalnej ilustracji. Dwa źródła spotykają się, aby stworzyć coś nowego. Tak jak rodzice, którzy stworzyli nas.
Zobacz "Origin".
Dostałem "przydział" do rozmów z Wojciechem Eichelbergerem i bardzo dobrze się z tym czuję. Mam swoją "męską stronę" w babskim magazynie. Były różne cykle, np. "ciało". Przerobiliśmy wszystkie części, nawet te wstydliwe i powstały zabawne rysunki. No bo jak pokazać członka lub problemy z erekcją w wieku 50+? Trzeba szukać metafor.

Co ważne, teksty są mądre, dotykają ważnych spraw ciała i umysłu, wyjaśniają sposób działania naszych emocji i daje mi to dużą satysfakcję już na etapie czytania, co jest niebagatelną wartością dodaną do faktury.
Do dziś powstało blisko 100 ilustracji (liczenie trwa) i dziesięciolecie to dobry moment na takie podsumowanie.
Mam w swoim portfolio sporo polskich i zagranicznych tytułów, ale współpraca ze Zwierciadłem jest czymś szczególnym. Jest po prostu cenną lekcją z "drugiej strony lustra". Jak patrzeć na świat i siebie z pokorą, nie tylko przez pryzmat męskiego "ja".
I za te (pierwsze) dziesięć lat wspólnej przygody, całej redakcji, na czele z Magdą Sobotką (fotoedytorka) pięknie dziękuję.

Pierwsza ilustracja dla Zwierciadła. Nazwałem ją Mr. Hobby.
Komentarze: 0